Koszatniczka – mały przyjaciel

Kiedy patrzę na stolik stojący obok mnie i widzę te małe stworzonko, które wesoło biega po klatce, wiem, że dokonałem dobrego wyboru kupując koszatniczkę, by dotrzymywała mi towarzystwo kiedy siedzę i piszę artykuły. Ale początki nie były łatwe. Nie chciałem mieć żadnego zwierzęcia, by oszczędzić mu długich godzin w samotności kiedy jestem w pracy. Miałem kiedyś psa, jednak była tez druga osoba, która psa pomagała wyprowadzać, jednak później odeszła wraz z psem. Nie chciałem się tez przywiązywać do żadnego nowego czworonożnego przyjaciela.

Jednak, kiedyś poszedłem z moim małym synkiem do sklepu zoologicznego, bo chciał wybrać rybki do swojego akwarium. Kiedy on wybierał ja zwróciłem uwagę na małe, dziwne stworzonko, które wesoło biegało po terrarium. Po raz pierwszy widziałem coś takiego, niby szczur, ale ma większe uszy oraz dziwny ogonek. Spodobała mi się zobaczyłem nazwę tego gryzonia i postanowiłem, że dowiem się czegoś o nim więcej. Kiedy wróciłem do domu szybko otwarłem laptopa i w sieci znalazłem koszatniczkę.



Zacząłem czytać o tym kuzynie kapibary, nutrii, czy też szynszyli. Okazało się, że kraj jej pochodzenia to Chile, że żyją w grupach i są zwierzętami dziennymi. Jednak chciałem sprawdzić, czy będzie się u mnie czuła dobrze, jakie są jej wymagania, a przede wszystkim czy często choruje. W sieci znalazłem odpowiedzi na swoje pytania, były dla mnie zadowalające, więc już następnego dnia poszedłem do sklepu i nabyłem wszystko co potrzeba, czyli: klatkę oczywiście piętrową z mnóstwem miejsca by mogła sobie moja ulubienica pobiegać, pojemnik na piasek, pojemnik na wodę oraz drugi pojemnik na karmę. Do tego doszło drewniany domek dla koszatniczki oraz karuzela dla zabawy. No i nie zapomniałem zabrałem też moją nową podopieczną koszatniczkę, która od razu zapadła w moje serce. Lubię teraz siedzieć przy jej klatce i obserwować to malutkie stworzonko. Lubię brać ją do ręki i czuć jak szybko bije jej serduszko, a potem bawić się z nią na jej warunkach. Nie wyobrażam sobie teraz dnia bez niej.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *